12 lat wcześniej
15 maja 1994 r, Gdańsk.
Dryń, dryń, dryń.
Blondwłosa kobieta odstawiła kieliszek czerwonego, wytrawnego wina, a kaszmirowy koc położyła na oparciu kanapy. Z westchnieniem podeszła do dzwoniącego telefonu.
- Scarsdale Anna, słucham?
- Witam, Monika Lovaine, dzwonię z Prokuratury Gdańskiej. Pani Scarsdale, wpłynęło do nas oskarżenie o błąd w sztuce lekarskiej z powództwa pana Wiesława Kamyka. Chciałabym prosić panią o rozmowę jeśli to możliwe - o cholercia, zaklęła w myślach Anna.
- Och, ależ oczywiście. Z chęcią się ustosunkuję do owej skargi.
- Świetnie, w takim razie czy możemy się dzisiaj spotkać? - co ja zrobię z małą?, pomyślała pani Scarsdale.
- Dobrze. O której pani pasuje?
- Nawet teraz.
- Wspaniale, niech będzie.
- W takim razie, proszę o przybycie za godzinę na plac zabaw na Plantach. Muszę z góry panią przeprosić, ale będę z córeczką, ponieważ rozchorowała nam się niania - przeprosiła pani prokurator.
- Doskonale się składa, ponieważ ja również nie mam z kim zostawić dziecka.
Brązowowłosa dziewczynka podbiegła do piaskownicy w podskokach. W środku siedziała inna dziewczynka o włosach w podobnym odcieniu do Arii. W tym samym czasie pani Lovaine podeszła do siedzącej na ławce kobiety. Blondynka spojrzała na nią spod okularów Gucci.
- Prokurator, Lovaine. Pani Anna Scarsdale? - kobieta skinęła głową. Monika przysiadła obok i założyła nogę na nogę, eksponując swoje nowe sandałki Jimmy'ego Choo.
- Czy pan Kamyk wskazał powód swojego oskarżenia? - zapytała Anna.
- Owszem - Lovaine otworzyła swoją skórzaną teczkę i wyjęła akta.
- Według zeznań oskarżyciela posiłkowego, popełniła pani błąd w sztuce lekarskiej, wszywając mu wszywkę Esperal, bez jego wiedzy - brunetka wyczytała z kartek.
- Ale przecież ja ratowałam jego życie! - zmartwiła się blondynka.
- Proszę się nie martwić, proponuję wziąć dobrego adwokata. Może nie powinnam tego mówić, ale pan Kamyk jest naszym częstym powodem, który składa coraz to bardziej bezsensowne wnioski, także proszę być dobrej myśli..
Aria przysiadła na murku piaskownicy i z gracją odrzuciła włosy na plecy. Spojrzała na koleżankę z wyższością i zapytała wyniosłym tonem:
- A ty to kto?
- Nazywam się Elizabeth Scarsdale, ale wszyscy mówią na mnie Effy.
- Spoko, ja jestem Ariana, ale mów do mnie Aria.
- Pobawisz się ze mną? Mama kupiła mi nowe grabki.
- Pff... grabki! Tym to się bawiłam jak miałam dwa lata... Ile ty w ogóle masz lat?
- Mam pięć lat, a czym ty się bawisz?
- Jaaaa, to się bawię CIĘŻARÓWKAMI... - odparła dumnie,
- Ale super! Dasz mi się pobawić? - zapytała rozemocjonowana Effy.
- Najpierw musisz sobie na to zasłużyć - burknęła Ariana.
- Co mam zrobić?
- Paliłaś kiedyś? - zapytała Aria poprawiając kokardę we włosach.
- Ale co?
- No przecież nie zioła!
- Moja babcia parzy zioła jak ją boli brzuszek - odparła dumna Elizabeth. Aria klepnęła się w czoło, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Nie takie zioło, kretynko. Ale mniejsza z tym... Chodź za zjeżdżalnię to ci coś dam - mówiąc to, wyciągnęła z kieszonki dwa niedopałki znalezione w popielniczce ojca. Dziewczynki udały się w ustalone miejsce, a Aria podała koleżance papierosa.
- Co mam z tym zrobić? - zapytała biorąc do ręki kiepa. Panna Lovaine po raz kolejny pokręciła z dezaprobatą głową.
- Rób to co ja - odparła i zaciągnęła się dymem. Effy przyglądała się jej z zainteresowaniem by po chwili zrobić to samo. Zaczęła się dusić, gdy dym podrażnił jej krtań. Aria zaniosła się głośnym śmiechem.
- Ale to wstrętne.. - wydukała między atakami duszności. Ariana wzruszyła ramionami.
- Ariana!
- Elizabeth! - w tym samym czasie rozległo się nawoływanie obu matek. Dziewczynki rzuciły niedopałki i ruszyły w stronę rodzicielek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz